Przyznam, że byłem zaskoczony liczbą chętnych do skorzystania z symulatora dachowania, który obsługiwałem na stoisku Polskiego Związku Motorowego w trakcie Targów Motocyklowych Warsaw Motorcycyle Show w Ptak Expo.
Symulator dachowania można było potraktować, jak zwykłą karuzelę, magnes przyciągający do stoiska. Magnes okazał się skuteczny, symulator pracował od 10 do 17 przez 3 dni. I nie kłamię: bez przerwy. Przez 21 godzin pracy symulatora przepuściliśmy blisko 500 osób. I skoro magnes działa, trzeba wykorzystać sytuację. Kiedy już „nieszczęśnik” wsiadł do kabiny, musi wiedzieć dlaczego tam jest, co to za urządzenie, jak działa – nie tylko jako instrukcja, że „kawa jest gorąca”. Skoro już wsiedli rzucałem – „chciałbym, abyście wynieśli z tych targów coś więcej niż siatkę ulotek i gadżetów”. Niby poważnie, ale jest to również zabieg redukujący stres przed ćwiczeniem. Zaczynasz opowiadać o prawidłowej pozycji za kierownicą – ludzie szybko poważnieją, czują, że nie będzie to przywołana karuzela. Jednocześnie wyławiasz wzrokiem, przestraszyłeś, czy nie. Trzeba puścić jakiś żart nie trywializując zintegrowania pasa z poduszką, odległości klatki piersiowej przed kierownicą. Za chwilę wyjdą z hali i wsiądą do prawdziwego samochodu, a chcesz, aby przestawili swoje myślenie.
Trzeba wyjaśnić, co to jest czujnik odległości, czy poduszka to bezpieczeństwo czynne czy bierne. Wyjaśniasz, że pojazd przy 50 km/h zatrzymuje się po ok. 38 metrach, że to 2 przegubowce. Dużo? Widzę, że włączyła się wyobraźnia, a wszyscy myślą, że 5 metrów – dorzucam. I jak wypadnie „locha z warchlakami na Białołęce” 10 metrów przed machą to musi zadziałać pas, poducha i właściwa pozycja za kierownicą. Patrzysz w oczy dziecka na siedzeniu pasażera i widzisz, że nie wie co to „locha”. Domyśla się, że chodzi o jakąś matkę z młodymi. Ale czyją? Jak powiedziałem, ćwiczenie ma mieć walor edukacyjny. Jeżeli dziecko dowie się przy okazji czegoś z biologii, to okaże się, że targi motocyklowe były strzałem w dziesiątkę. No bo gdzie najlepiej dowiedzieć się, co to „locha”, jak nie na targach motocyklowych.
Zresztą układ ćwiczenia rodzic i dziecko był wdzięcznym układem. Dziecko – tzn. osobnik powyżej 160 cm – biorę na pokład tylko z rodzicem, i tylko po stronie pasażera. Ojciec: „ale chciałem mu pokazać, jak to jest za kierownicą”. Ja: „pokazuje to Pan od pierwszego dnia, kiedy usadowił go Pan przodem do kierunku jazdy. Codziennie. On to śledzi. Pójdzie do szkoły jazdy będzie odtwarzać pańskie nawyki. Ćwiczenia ma walor edukacyjny, dziecko musi nauczyć się, że jest pasażerem, Pan kapitanem.” Nie bałem się użyć mniej dyplomatycznych zwrotów „przekonasz się, że stary nie pieprzy, aby zapiąć pasy”. Najciekawiej wypadło ćwiczenie pary z dalekiego wschodu, aby nie powiedzieć „Wietnam”. Mama filigranowa, syn 14 lat na mleku modyfikowanym. „Chodzi o to – mówię – aby Twoja mama doczekała się wnuków, o których Ty jeszcze nie myślisz, a ona już tak”. Matka: „O tak, nawet wiem, gdzie będą mieszkać”.
Bardzo wdzięcznym tematem byli kursanci na prawo jazdy. Albo w trakcie kursu albo tuż przed. Chcieli słuchać. Nie wiedzieli. Pójdzie na kolejny kurs i pochwal się, że wiesz, dlaczego instruktor chrzani nad uchem o prawidłowej pozycji. I nie chodzi tu o zdanie egzaminu. Jest to kolejny dowód, że system uczy zdawać egzamin, ale nie mówimy dlaczego. Odpowiedź „bo tak” nie działa. U mnie dostali odpowiedź dlaczego, ćwiczenie teorii Netwona na własnym ciele. Trzeba zatem, skoro ochotnicy są już w kabinie, pokazać, jak oddziałuje pas na ciało, na której kości opiera się, dlaczego torebka ze sprzączką między piersiami to zły pomysł w czasie jazdy, a torebka na szyi to bardzo zły pomysł. Musisz pochylić uczestnika do przodu zaciskając pas, aby to poczuł.
Dopiero wtedy, kiedy uczestnik jest nadziany wiedzą, jak ciasto rodzynkami, ćwiczenie ma sens. Dopiero wtedy można zejść do przełącznika i uruchomić maszynę. Do zobaczenia na kolejnym show!