Prewencja nie jest w naszej naturze. Co się może stać? Jeżdżę szybko i bezpiecznie. Wychodząc z domu nie zakładamy, że coś się stanie. Z drugiej strony permanentne funkcjonowanie w stanie zagrożenia byłoby równie zabójcze dla naszego organizmu, jak beztroska na drodze.
Jeżdżąc do dzieci staram się im pobudzić świadomość w ruchu drogowym, ale czasami lekcje wychowania komunikacyjnego przeradzają się w lekcje prewencji. Tak jak dziś.
Zaczęło się od zabezpieczenia roweru. – A proszę pana, bo ja ostatnio szłam z koleżanką wieczorem. I widziałam innego pana na ulicy z siekierą. Bardzo się przestraszyłyśmy. Uciekłyśmy na drugą stronę ulicy, ale nas nie gonił. – I co zrobiłyście dalej? – zapytałem odkładając wykład o rowerach. – Wróciłyśmy do domu. – A telefon na policję był? – zapytałem. – Nie – sucho rzuciła dziewczynka. – Dzieci – zwróciłem się do sali – nie można takich sytuacji zostawić. Nikt nie oczekiwał od was, że wyrwiecie temu mężczyźnie siekierę. Tak, dobrze że uciekłyście, ale idąc za róg, czy też wchodząc do domu trzeba było na tę policję zadzwonić. Może ten mężczyzna zrobił krzywdę, jak ten z Poznania. – Kojarzycie sprawę zabójstwa chłopca z Poznania? – zapytałem kontrolnie. – Facet chodził z nożem po ulicy. Był z tym nożem w Żabce, groził ekspedientce, ta go przegoniła. Jak go przegoniła wróciła do sprzedawania hot dogów, bez telefonu na policję – kontynuowałem. Lata facet z nożem po ulicy i nikt nie dzwoni na policję? Gdyby zadzwoniła, może chłopiec by żył.
Odezwała się za chwilę jedna z dziewczynek. Bo mojemu tacie zabrali rower. Kazali mu ten rower oddać. I? – zapytałem. – Tata próbował bronić roweru, ale go pobili – dodała. – Ile kosztował ten rower? – zapytałem twardo. – 1000, 2000? A ile jest warte wasze życie? Ile jest warte wasze życie. Dzieci! W takiej sytuacji jak ta – trzymając rower do prezentacji serwisu – jeżeli ktoś „prosi”, abyście oddali rower, to go oddajecie, on ze strachu odjedzie z tym rowerem, jak już się oddali dzwonicie na policję. Drugie rozwiązanie, oddajecie rower i uciekacie. Jak już go nie widać, chowacie się do sklepu, do domu, do kościoła i wzywacie policję. Rower nie jest wart walki o niego, ale że nie można odpuścić – to drugie.
Wracając dziś do domu przeczytałem, że w kolumnie prezydenckich aut (Andrzeja Dudy) było auto z lokalizatorem. Dzięki któremu można było prezydenta namierzyć i zabić go dronem. Ponoć tak kilka miesięcy. I pomyślałem sobie, że my, jako naród, nie mamy prewencji w krwi, przezorny zawsze ubezpieczony wciąż nam jest obce. Zaraz przyszedł mi też drugi obrazek spod Ambasady Kanady w Polsce. Wracając z Sejmu widziałem limuzynę na niebieskich blachach, która stała przed bramą wjazdową na teren placówki. Dwóch agentów czesało tę limuzynę skanerami, lusterkami od spodu. Nie ważne swój czy obcy samochód, zawsze może ci ktoś przyczepić pluskwę, nadajnik. Mogli przeoczyć moment jej zakładania, ale nie wolno było wpuścić auta bez sprawdzenia na teren placówki. Kierowca stał bez szmeru.
Wracając do dzieci: one nie miały oparcia, one zostały same ze zdarzeniem. Mnie tego nauczyły moje dzieci, kiedy ukradli mi rower. Z dziecięcą naiwnością pouczali mnie: jak komuś się coś kradnie, to idzie się na policję. Pojechałem na komendę, ale tylko zamarkowałem – wszedłem i wyszedłem z budynku po 10 minutach. Wieczorem coś mnie tknęło. Napisałem zgłoszenie listem poleconym. Okazało się, że tak zrobiło 17 osób. Policja gościa złapała, sąd wydał wyrok, można było iść do komornika.
Słuchajcie swoich dzieci, nie zostawiajcie ich samych.
Proszę śledź i polub nas: