Nie tylko nie można, ale i nie wolno nam, pozbawić kogokolwiek prawa do obaw. Ale czy owe obawy co do zapowiedzianych zmian to li tylko Hefalumpy?
Zapowiedziana rok temu zmiana relacji pomiędzy pieszym a kierowcą na przejściu dla pieszych wywołała gorącą dyskusję i spór. Można powiedzieć, że środowisko BRD znów się podzieliło. Czy jest to już rewolucja, czy pudrowana zmiana? Z doniesień medialnych, z uzasadnienia do wniosku o zmianie ustawy – rewolucja! Ale jak na sucho, na spokojnie, bez emocji przeczyta się proponowany przepis, że „pieszy wchodzący ma pierwszeństwo” to jest to puder. I to mówię ja, osoba, która od 2013 roku organizuje konferencję „pieszy zawsze pierwszy”.
Najbardziej w tej dyskusji poraża naiwna wiara w moc zmiany przepisu. Nie sam spór, czy wchodzący to idący, czy stojący i czekający, bo to budujące, jak fachowcy od bezpieczeństwa ruchu drogowego biegle posługują się językiem polskim, wyłapując co do niuansu znaczenie wyrazu, czasowników, przymiotników, imiesłowów i innych polskich ę, ą. Zmiana przepisu, chęć jej zmiany, została wywołana przez wypadek na ulicy Sokratesa. Wypadek typowy, choć w statystykach policyjnych praktycznie nie ujęty. Kierowca zatrzymuje się przed przejściem, pieszy ufa, wchodzi i ma – kjm pierwszeństwo, a mimo to jest sprzątany przez jadącego drugim pasem, który nie skojarzył sekwencji znaku D6, zebry i auta stojącego przed tą zebra, który nie wiedzieć czemu, nie domyśla się, że zza stojącego samochodu może wyjść pieszy. To było przyczyną zapowiedzi zmiany odwiecznego przepisu.
Dlaczego spór dotyczy słowa „wchodzący”? Ponieważ w Polsce nie obowiązuje prawo precedensów. Sąd orzeka w ramach obowiązującego prawa. Tymczasem zwolennicy nowych zapisów art. 13 ustawy Prawo o ruchu drogowym, czytają nowelizację łącznie z uzasadnieniem. Sejm jednak uchwali sam przepis, suchy, goły, wprost zapisany. Intencja nie będzie mieć znaczenia w sporze sądowym. Mnie nie interesuje, jak walczenie mój mecenas upomni się na sali sądowej o moje truchło, mnie interesuje nie zginąć na przejściu. Mnie interesuje puścić dzieci bez obaw, czy dojdą do szkoły, czy dojadą rowerem na plac zabaw. Mam prawo dojść, dojechać, gdzie chcę i dokąd muszę. Dziś pieszy ma pierwszeństwo, gdy postawi stopę na przejściu, proponowany przepis zakłada pierwszeństwo, gdy pieszy uniesie stopę, ale drugą będzie mieć jeszcze na chodniku. Proponowany przepis przesuwa zatem pierwszeństwo pieszego o pół kroku. A to nie rewolucja, to puder. Mając w pamięci czteroletni spór sądowy o kształt bucika na znaku D6, jaki toczył nasz mecenas z Zarządu Dróg Miejskich z mecenasem klienta, który potrącił pieszego, zakładam, że ów „wchodzący” będzie wytrychem.
Powołując się na Europę Zachodnią nie możemy zapomnieć, że żyjemy w Polsce. Ze swoimi cechami, za które Świat nas kocha i przywarami, za które Świat nas nienawidzi. Jedną z tych przywar jest dzielenie włosa na czworo. Wiemy, o tym, a skoro to wiemy, to należy tworzyć prawo tak, aby tego włosa nie można było podzielić. Rację ma Janusz Popiel, że za zmianą prawa w Niemczech, Szwecji, Norwegii, szła zmiana infrastruktury, zmiana postawy policji. Racją jest również to, że kierowca musi mieć szansę na reakcję, na zobaczenie pieszego. Co z tego, że doświetlono przejście dla pieszych, skoro noga latarni doświetlającej przejście zasłania pieszego! Ba i wszystko za unijne pieniądze. Nasi projektanci z maniakalną lubością tworzą nam przejścia zza łuku, zza wzgórza, na wzgórzu, za zjazdem z autostrady, przy 70 km/h, na drogach krajowych dwupasmowych. Chyba tylko po to, aby wiara za szybko nie upadła, bo bez „W imię Ojca” przejść się nie da.
Walczymy z takim koszmarkiem w Michałowicach. Przejście przez Aleje Jerozolimskie, 1 cm za zjazdem z S8 w stronę Żyrardowa, na łuku, jezdnia zachodnia wyżej od wschodniej o pół metra, ekrany akustyczne i wyjazd z lokalnego osiedla – wszystko w jednym miejscu. Dwa lata temu trup! Na szybko przekopano pas dzielący niwelując różnicę poziomów, aby można było dostrzec przejście zza łuku, dostawiono pułk znaków, perspektywa których pogorszyła widoczność pieszego. 800 metrów w stronę Warszawy jest kładka dla pieszych, tak spieszono się na Euro2012, że nie dość, iż nie uruchomiono wind, to nawet nie odpakowano ich z folii. Od 2012 roku!!! Po 8 latach postawiono sygnalizację. Postawiono, nie uruchomiono.
Póki żyłem w Warszawie, postrzegałem dziedzinę BRD z perspektyw wielkomiejskiej. Tramwaje, autobusy, metro, kolej, drogi wąskie, szerokie, sądy, rząd, Sejm, Wojewoda, Wojsko, Policja, koncerty, mecze. Uważanie na samochód, tramwaj, zasady wsiadania i wysiadania towarzyszyły od zawsze. Obecnie żyję w podwarszawskim Komorowie, choć granica administracyjna lokuje nas w Pruszkowie. To jest zupełnie inna perspektywa nauki zasad ruchu drogowego. Tramwaj jest jak kolejka górska dla mojego Marcela, jest atrakcją, a nie pojazdem, którego trzeba się strzec. Kiedy zabraliśmy komorowskie dzieci do Miasteczka Ruchu Drogowego na Woli, świetnie radziły sobie na drogach jednojezdniowych, ale kompletnie pogubiły się na imitacji drogi dwupasmowej. Czemu? Nie ma takich w Komorowie. Świetnie radziły sobie na imitacjach przejazdów kolejowych. Czemu? W Komorowie są aż dwa. Przekraczasz granicę Pruszków – Komorów i urywają się chodniki. Chodniki w Komorowie są jedynie przy drogach powiatowych, przy gminnych nie ma. Dorośli, dzieci, rowerzyści, kierowcy korzystają z tej samej przestrzeni drogi. To wszystko dzieje się raptem 19 km od Warszawy.
Stąd biorą się obawy. Nikt nikogo nie ma prawa ich pozbawić. Nie wolno nam uciszać mających obawy, trywializować, ironizować, poniżać, wyzywać. Te obawy mogą wynikać z ich perspektywy życiowej, miejsca zamieszkania. Te obawy to nie Hefalumpy z Kubusia Puchatka, strachy wyimaginowane, nie istniejące, ale stoją za nimi namacalne tragedie ludzi na przejściach. Ludzi, którzy mieli pierwszeństwo, którzy szli na zielonym, do pracy, na spacer, do kościoła, wracali z Pasterki, czekali na autobus. Trzeba wziąć głęboki oddech, spuścić powietrze i usiąść do dyskusji jeszcze raz. Jedną z naszych przywar jest odwracanie się plecami od tych, co mają inne zdanie, izolowanie ich. Skoro słowo „wchodzący” budzi tak wiele emocji w środowisku BRD, to znaczy, że jest coś na rzeczy.