Feralne przejście w Michałowicach doczeka się sygnalizacji. Po 8 latach.
Przejście dla pieszych w Michałowicach przez Aleje Jerozolimskie w ciągu ulicy Ogrodowej jest antyprzykładem polskiej myśli drogowej. W momencie oddania węzła trasy S2 z Alejami Jerozolimskimi stało się wrzodem, bo na pewno nie wyrzutem sumienia. Projektant i zlecający musieli wiedzieć, że ono tam jest, bo architektura węzła kończy się, jak nożem uciąć, 1 metr przed przejściem.
Przejście było tam od zawsze, ale nawet przed przebudową, było typowym przykładem myśli technicznej polskich dróg – na łuku. Jezdnie Alej Jerozolimskich nie są na tym samym poziomie; jezdnia do Warszawy jest niżej o jakieś pół metra w stosunku do jezdni na Żyrardów, co wystarcza, aby sam pas dzielący biegnący łukiem z wysoką trawą skutecznie zasłonił zebrę. Przejście od strony Pruszkowa przesłania również niewielkie skrzyżowanie z ulicą Ogrodową, z którego potrafi wyjechać tir z pobliskiego składu budowlanego. Zarządca w momencie budowy poskąpił na wykup gruntu i wcisnął skład za ekrany akustyczne.
Tuż za przejściem mamy wjazd na S2 w kierunku Ursynowa i zjazd w kierunku Pruszkowa. Przejście od strony Warszawy przesłaniają ekrany akustyczne estakady oraz układ jezdni głównej dostosowany do linii estakady. Zjazd z estakady kończy się 20 metrów przed przejściem, kierowcy skupieni są zatem na lewym lusterku włączając się do ruchu jezdni głównej, a nie na przesłoniętym przejściu dla pieszych. Nocą koszmarek drogowy staje się horrorem.
Najbliższe przejście z sygnalizacją przez Aleje Jerozolimskie jest 900 m na zachód, w Regułach. Aby do niego dojść trzeba przejść miękkim poboczem Alej, w nocy dla szczególnie odważnych. Na wschód? Węzeł, wraz z drogą ekspresową S2, powstał w 2012 roku, oddany w ramach prac na Euro2012. Węzeł został wyposażony w kładkę dla pieszych nad Alejami na wysokości Spisaka. Do niej jest jeszcze dalej, 1300 m, bowiem pieszy musi obejść cały węzeł. Ale! Od 2012 roku nie oddano wind. Nie zostały nawet odpakowane z folii zabezpieczającej. Kabina stoi między poziomami. Ale jedno, potem trzeba wrócić na wysokość przejścia przy Ogrodowej, czyli kolejne 1300 metrów, co dalej 30 minut na pokonanie Alej Jerozolimskich.
Zaniechania sprzed 8 lat szybko zaczęły się mścić na ignorantach, bo jak nazwać ludzi budujących węzeł od podstaw, którzy zostawili przejście samopas, bo przecież jest metr za obszarem inwestycji. Zdarzenia drogowe na przejściu wraz ze śmiertelnym potrąceniem rowerzystki, stały się zmorą drogowców, ośmioletnią czkawką. Jezdnia Alej do Warszawy oraz estakada obrosły pióropuszem znaków drogowych. Potem pojawiły się wysięgniki ze znakiem D6 uzbrojonym w sygnalizator pulsacyjny, żółty, potem przekopano pas dzielący niwelując różnicę poziomów po śmiertelnym potrąceniu rowerzystki. Potem na estakadzie postawiono zapory, potem doświetlono przejście, w tym tygodniu ustawiono słupy sygnalizacji świetlnej. Po ośmiu latach. Dostawienie sygnalizatorów spowodowało, że w obrębie tylko północnej strony przejścia, usytuowano aż 10 słupów – sygnalizatorów nie zawieszono bowiem na wysięgniku od wiszącego nad jezdnią znaku D6. Skoro znak wisi wraz z sygnalizatorem, to znaczy, że prąd jest. Sygnalizator na wysięgniku były lepiej widoczny z daleka. A tak mamy: jeden słup od sygnalizatora na pasie dzielącym, drugi od sygnalizatora po prawej stronie, dwa słupy od sygnalizatora dla pieszych, słup od wysięgnika, dwa słupy latarni doświetlającej i trzy słupy znaków D6.
Mazowiecki Zarząd Dróg może już obwieścić, że dba o bezpieczeństwo, premia będzie, plan wykonany, pierś po order wypięta. Ot i robota kręci się.