Pierwszy weekend kwietnia spędziliśmy w Siestrzeniu na kursie na stopień Ratownika Drogowego PZM. Refleksja.
Powód, dla którego zrobiłem kurs Ratownika Drogowego PZM, to poniesienie, uzupełnienie kwalifikacji przewodnika turystyki rowerowej. Z dziećmi zawsze zabieram ratownika kpp, który pełni jedocześnie rolę zamykającego. Z dorosłymi nie muszę brać zamykającego, jest to zajęcie dla najbardziej gadatliwego uczestnika. Nie możesz uspokoić, dajesz zajęcie. W polskich warunkach drogowych bycie przewodnikiem rowerowym i ratownikiem powinno być nierozerwalne, wręcz wymagane.
Na 17 uczestników kursu byłem jednak rodzynkiem. Reszta to motocykliści. Choć trzech z nich łączyło motocykl z profesją kierowcy zawodowego. Dlaczego przyszli na ten kurs? Połowa z nich zaliczyła połamanie żeber, stóp, ramienia. Zdarzył się „chłopak” po złamaniu miednicy. Wszyscy opowiadali o kolegach, którym nie zdołali pomóc, bo nie potrafili, bądź o kolegach krosowcach, którzy zaliczyli samotnie glebę, a ratunek przyszedł przypadkowo, bo utknęli sami w lesie. Przed sezonem chcieli przejść kurs, aby poczuć się bezpieczniej, pewniej, by nie patrzeć bezsilnie, by nie mieć wyrzutów, że mogło się pomóc, ale nie potrafiło.
Mógłby ktoś uznać, że kurs ratownika to takie większe szkolenie z pierwszej pomocy. Wiele elementów powtarza się, ale nie kończy się jedynie na dmuchaniu fantomu. Z żywego człowieka trzeba ściągnąć kask motocyklowy, żywy człowiek przelewa się przez ręce kiedy krztusi się, na żywym człowieku ćwiczy się dźwignię by wyciągnąć sto pięćdziesięciokilogramowego kolosa z auta. Dowiadujesz się, że to co naprawdę może wyprowadzić z równowagi to postronny świadek bądź bliski poszkodowanego, nie sam ranny.
Wszyscy byli chłonni wiedzy, zaangażowani. Instruktorzy pomocni, zaskakiwali nieoczekiwanymi sytuacjami, abyśmy byli przygotowani na to, co ich zaskoczyło przy ratowaniu życia bądź zdrowia poszkodowanego.
Czego mi brakowało na tym szkoleniu? Pierwsza pomoc przedmedyczna w wypadku drogowym to post factum. Sytuacja teoretycznie niepożądana. Kosztowna. Angażująca służby, pieniądze, wyłączająca poszkodowanych z życia zawodowego, rodzinnego czy doczesnego. Ale my kochamy wycierać rozlane mleko. Lubimy angażować się w pomoc potrzebującym, uchodźcom w trakcie wojny, powodzianom w trakcie powodzi, poszkodowanych w wypadkach, głodnych. To taka nasza polska natura. Jesteśmy przygotowani do pomocy po wypadku, ale nie robimy nic, aby go uniknąć. Cieszą spadające statystyki za 2022 rok. Smuci, że to już 10 lat, jak przepisy o doskonaleniu techniki jazdy chwycił zamróz i trzyma mimo ocieplenia klimatycznego.
Amen