Wypadek w Łebieńskiej Hucie pokazuje jak w soczewce kwestię bezpieczeństwa dzieci.
My patrzymy na bezpieczeństwo z okien Ministerstwo Infrastruktury czy Polska Policja Pruszkowa, Warszawy, Lublina, Gdyni, Katowic i innych dużych, oświetlonych miast. Tymczasem dzieci realizują swoje potrzeby w takich miejscach jak Łebieńska Huta, dla których DW 224 to droga realizacji celu podróży, jak dla Warszawiaków Marszałkowska. Kiedy Zarząd Dróg Miejskich Warszawa chwali się (i dobrze) nowymi latarniami, na DW 224 w powiecie wejherowskim zapada zmrok kiedy słońce chowa się za horyzontem. Kiedy pada, jeszcze wcześniej. Jedynym źródłem światła są lampki rowerów, o ile dzieci je mają.
Nieważne skąd te dzieci wracały z sksów czy z różańca miały prawo dotrzeć do domu. Rodzice mieli prawo liczyć, że ich pociechy wrócą do domu. Zakładam, że nie była to ich pierwsza taka podróż dla ich dzieci. Przecież zawsze wracały.
Dzieci nie mogą bać się dorosłych, ale jednocześnie muszą być bogate w wiedzę jak zachować się na drodze. Dzieci miejskie mogą realizować swoje pasje, bo mają latarnie. Czy dzieci wiejskie mają siedzieć w domu po zachodzie słońca, bo mogą zginąć w mroku drogi? Drogi bez pobocza, bez drogi rowerowej biegającej równolegle.
Kiedy zarządca drogi remontuje taką drogę jak dw224 musi pomyśleć, jeżeli nie o drodze dla rowerów to chociaż o wytyczeniu twardego pobocza by piesi, rowerzyści, dzieci nie musieli poruszać się na linii potrącenia. Remont drogi to nie tylko poprawa komfortu dla kierowców, ale również dla niechronionych uczestników ruchu.
Amen.
[foto POLSKIE RADIO 24]