Takie zagadnienia postawili organizatorzy Kongresu Transportu Publicznego w ostatnim panelu. Temat zaproponowany przez Fundację „Drogi Mazowsza”, a prowadzony przez dr inż. Tomasza Kamińskiego, Kierownika z Instytutu Transportu Samochodowego, rozruszał publiczność, mimo że była po przepysznym obiedzie. Interakcja ze słuchaczami przyniosła od dawna znaną nam konkluzję, że „bezpieczeństwo ruchu drogowego” traktowane jest po macoszemu. Negatywne zjawiska są zdefiniowane, ale brakuje aktywnego działania samorządów i policji, bądź bardziej zauważalnego ich działania.
Kojarzycie bajkę „Nowe szaty cesarza”? Kanwą bajki jest oszustwo cesarza przez dwóch krawców. Oszustwo polegało na wmówieniu, że uszyli wyjątkową kreację. Co było paliwem tego oszustwa? Próżność cesarza? Nie, to był jedynie pomysł na oszustwo. Paliwem było wmówienie ministrom, że nie nadają się na stanowisko, skoro nie rozpoznali wspaniałości tkaniny i nowej kreacji. Wszyscy widzieli puste krosna, ale nie zareagowali z obawy przed rzekomą kompromitacją. Jakie ma to znaczenie dla sterowania ruchem w kontekście bezpieczeństwa?
Otóż, czy decydent ma dostateczną wiedzę, czy rozpoznał zjawiska w ruchu drogowym, dla którego zdecydował się wprowadzić system zarządzania ruchem. Czy będzie jak z drzewami na Świętokrzyskiej, kiedy wmówiono urzędnikom, że sieci podziemne są tak gęsto rozmieszczone, iż bryła korzeniowa nie zmieści się pomiędzy rurociągi. Dziś wiemy, że to nieprawda.
Pierwsza uwaga w debacie, na którą zwróciłem uwagę, to mimo 9 lat funkcjonowania Zintegrowanego Systemu Zarządzania Ruchem (ZSZR), kierowcy nie nauczyli się odczytywać sygnałów, które miały usprawnić ruch w centrum miasta. Najprostszym sygnałem jest „zielone kierunkowe” – większość kierowców kompletnie nie zna zasad, które rządzą skrzyżowaniem podczas jego nadawania. Oznacza to, że mamy wolny przejazd w kierunku wskazywanym przez strzałkę, a reszta kierunków, które przecinają nasz szlak ma zakaz wjazdu za sygnalizator ŁĄCZNIE z tramwajami. Tymczasem wszyscy zatrzymują się przed torowiskiem w połowie dystansu do linii warunkowego zatrzymania w obawie przed tramwajem.
W dalszej części dyskusji współdebatorzy zauważyli niespójność polityk mobilności z tworzonymi systemami zarządzania ruchem. Pomimo założeń priorytetu dla komunikacji publicznej, systemy zarządzania ruchem dają priorytety komunikacji indywidualnej.
Minister Syryjczyk, Zespół Doradców TOR, jako słuchacz, zauważył, że zjawiskiem destabilizującym systemy są nieumiejętność ruszania jednoczesnego po czerwonym oraz blokowanie skrzyżowania przez samochody, które nie zdążyły opuścić skrzyżowania. Przywołał przykład angielskich skrzyżowań, gdzie tarcza skrzyżowania wymalowana jest w siatkę, na którą zabrania się wjazdu. Skrzyżowania uzbrojone w system kamer wyłapujących kierowców, którzy zostali na środku skrzyżowania.
W odpowiedzi zauważyłem, że posłowie w 2015 roku, w amoku przedwyborczym, pozbawili samorządy narzędzia, którym skutecznie eliminowały zagrożenia, chociażby w Warszawie w alei KEN, kiedy pojawiły się 3 ofiary śmiertelne w jednym roku po 7 latach spokoju. Miasto ustawiło 4 posterunki Straży Miejskiej z ruchomymi fotoradarami. Pierwsze strzały były porażające: 117 km/h, 100, 90. Tak, były żniwa, ale przez pierwszy tydzień. Po trzecim tygodniu kierowcy byli łapani już co najwyżej przy prędkości 70 km/h, miesiąc później praktycznie nie było problemu.
Konkluzja, aby system zarządzania ruchem zadziałał operator – miasto musi mieć narzędzia edukacyjne, aby kierowcy umieli je odczytać oraz narzędzia wymuszające zachowania na tych, którzy nie chcąc dostosować się do zasad ruchu zagrażają innym uczestnikom.