Na wysokości Jarosławia na Podkarpaciu autobus z nieznanych przyczyn zjechał z drogi, uderzył w bariery energochłonne i wpadł do rowu. W wypadku zginęła jedna osoba, a cztery zostały ranne. Autobusem jechało 10 osób, wszyscy to obywatele Ukrainy. Do podobnego wypadku doszło w tym samym miejscu, w którym na początku marca zginęło pięć osób. Kierujący autokarem był trzeźwy. – doniosła TVN24.
Nasuwa się refleksja: Drugi raz w tym samym miejscu, tylko ofiar mniej. Dwa tygodnie temu również ukraiński kierowca przełamał bariery próbując wjechać na parking MOP. Nie udało się, 5 osób przypłaciło manewr życiem, 40 wylądowało w szpitalach. Co zrobimy z tymi wypadkami, ubierzemy znów z slogan o „niedostosowaniu prędkości do panujących warunków”. Przypomniała się dyskusja na temat barier na Moście Grota, które wyłamał kierowca ARRIVA autobusem komunikacji miejskiej lądując na Wisłostradzie. Zginęła jedna osoba. Wspólnie z #BRD24 zwracaliśmy uwagę, że skoro bariera raz nie wytrzymała, może nie wytrzymać i drugi. Mimo to ustawiono dokładnie taką samą. Przypadek z Jarosławia pokazuje, że czasami zdarza się dwa razy pod rząd. Ale przecież wszystko jest zgodne z normą, pozwolenie było, 50 pieczątek również. Kierowca nie musi być naćpany czy pijany, aby wypaść z drogi, wystarczy, że starci przytomność i zleci w taki sam sposób, jak w czerwcu zeszłego roku. W przypadku obu kierowców z Ukrainy, obaj byli trzeźwi…
Proszę śledź i polub nas: