Jak doniósł portal „TVN Warszawa” „Niemal cztery lata temu zginęła 16-letnia Magda, która na rolkach zjechała po niedokończonej ścieżce rowerowej. Prokuratura skierowała właśnie do sądu akt oskarżenia w tej sprawie przeciwko urzędnikom.” W sprawie nie tylko chodzi o odpowiedzialność zarządcy terenu, drogi, kierownika budowy, ale również, o czym świadczą wpisy pod artykułem, o odpowiedzialność nieletniej za spowodowanie wypadku. To właśnie wpisy zainspirowały mnie do artykułu.
Na kilkanaście wpisów, nieliczne bronią Magdy. Według opinii czytelników „Magda sama sobie winna, że jechała niezabezpieczonym placem budowy drogi rowerowej”. Bezspornym jest fakt, przywoływany również przez TVN Warszawa, że plac budowy był niezabezpieczony i nieoznakowany. Gdyby zabezpieczenie nie było potrzebne, nie ustawiono by go pospiesznie następnego dnia. Droga nie była oznakowana ani jako plac budowy ani jako droga rowerowa. Ot alejka w parku.
Z przytoczonych niżej cytatów forum wynika, że ludzie tam mieszkający wiedzieli, iż miejsce jest niebezpieczne, tym bardziej powinien wiedzieć urzędnik odpowiadający za budowę. Natomiast nie rozumiem toku rozumowania mieszkańców, ponieważ tego typu zdarzenie zawsze było okazją do rzucenia się do gardła urzędnikom i nawciskania im. Tymczasem większość osób, wskazuje na winę dziewczyny:
Anna: Każdy kto próbuje zjechać tam na rolkach to potencjalny samobójca. Jest stromo i niebezpiecznie. Szkoda mi rodziców tej dziewczynki, ale czy faktycznie to wina urzędników?
Ewa: To jest tak, jak z dostosowaniem prędkości do warunków jazdy. Trasę do jazdy na rolkach trzeba wybierać tak, żeby sobie z nią poradzić. Wiele osób tego nie robi i kończy się to na potłuczeniach i otarciach, w tym przypadku skończyło się śmiercią. Przykro, że zginęła dziewczynka. Nie można jednak za jej decyzje winić innych. Widziała, że jest stromo, na końcu jest ulica. Musiała być bardzo rozpędzona, skoro przewracając się na pasie ziemi wpadła pod samochód.
Maciej: Oczywiście winy po stronie dziewczyny nie było żadnej. Z daleka widać, że zjazd ze stromej górki kończy się jezdnią… To tak jak z tym chłopakiem co na sankach przydzwonił dobrze widoczna z daleka ławkę. Przykre, ale jedno i drugie zdarzenie miało miejsce na własne życzenie.
Maciej 2: […] był dzień wagarowicza, 21 marca. Wtedy wielu rodziców przyzwoliło na wagary dzieci, bo to był jakiś protest przeciwko chyba reformie gimnazjum. Lekcje były w szkole normalnie, ale cześć rodziców chciała na złość kaczorowi zrobić i nie posłała dzieci do szkoły. Gdyby poszła do szkoły to by nie zginęła.
Oczywiście, że znalazłem komentarze ludzi, który przeczytali artykuł i cztery wcześniejsze – Adrian: Czytam komentarze i widać że komentujący nie maja pojęcia jak to było. Że droga w trakcie budowy a więc jako plac budowy nie była w żaden sposób oznaczona na górze. Ktoś kto tam wjechał na górze nie miał pojęcia, że ścieżka kończy się nagle i nie została dokończona. Na rowerze również można było zrobić sobie krzywdę. Dopiero po wypadku pojawiły się informacje że ścieżka jest jeszcze placem budowy.
Odpowiadając na powyższe wpisy i te, których nie zacytowałem, bo były uderzająco podobne, należy wskazać, że w świetle utrwalonego orzecznictwa Sądu Najwyższego IV CK 269/02 z dnia 13 lutego 2004 r., wyrok z dnia 16 maja 1973 r. I CR 203/73 oraz wyrok z dnia 11 stycznia 2001 r. IV CKN 1469/00), a także doktryny prawniczej przyjmuje się, że z przepisu art.426 kc nie wynika domniemanie prawne, że małoletni, który ukończył 13 lat, jest osobą dojrzałą w stopniu pozwalającym na ponoszenie winy. Jeśli zatem wina jest przesłanką odpowiedzialności małoletniego sprawcy szkody konieczne jest ustalenie, czy w chwili wypadku był on dojrzały w stopniu pozwalającym na działanie z rozeznaniem. Czy szesnastoletnia dziewczyna miała obowiązek rozeznania, gdzie się porusza? Czy miała szansę rozpoznać, że porusza się placem budowy drogi rowerowej? Gdyby miała kartę rowerową, prawo jazdy kategorii AM albo A1, zakładam, że powinna. Wiemy jednak z doniesień prasowych, że i dorosłym i zawodowym kierowcom sprawia trudność rozpoznanie, gdzie poruszają się, zauważenie innych uczestników ruchu, reakcja na nagłe zagrożenie. Projektowanie drogi, jej budowa oraz doświadczenie osoby dorosłej, jakim jest burmistrz, jakim jest inspektor nadzoru powinno wymuszać myślenie perspektywiczne, powinno być poprzedzone analizą, co może zdarzyć się na niezabezpieczonym placu budowy, zwłaszcza na tak newralgicznym odcinku spotkania się drogi rowerowej z drogą publiczną, jak w omawianym przypadku.
Powyższe wydaje się potwierdzać wyrok Sądu Najwyższego z dnia 25 września 1980 r. II CR 316/80. Dotyczy on wprawdzie istniejącego obiektu, natomiast dotyka on zasady, która znalazła odzwierciedlenie w uchwalonej 5 lat później ustawie o drogach publicznych: „Nie do przyjęcia są sugestie pozwanego, jakoby Jan O. przyczynił się do wypadku, wjeżdżając na wiadukt zniszczony. Nie może ulegać wątpliwości, że drogi publiczne muszą być utrzymane w stanie wykluczającym narażenie ich użytkowników na wypadek, pozostający w wyłącznym i bezpośrednim związku przyczynowym z korzystaniem z nich. Jeżeli wiadukt nie nadawał się do przejazdu, powinien był być – co jest oczywiste – tak zabezpieczony, aby nie był możliwy wjazd jakiegokolwiek pojazdu. Janowi O. nie można czynić zarzutu z tego powodu, że wracał z pracy do domu w porze wieczornej i w złych warunkach atmosferycznych i że nie przewidział możliwości znalezienia się na wiadukcie w ogóle nie nadającym się do użytku.”